Skip links

Jak przestać uciekać i poradzić sobie z trudnym wyzwaniem

Nasz organizm posiada 3 mechanizmy walki z zagrożeniem co dla nas oznacza po prostu 3 mechanizmy radzenia sobie z problemem.

1. Walka

2. Ucieczka

3. Zamarcie

W momencie, gdy pojawia się w naszym życiu sytuacja stresowa, z którą nie wiemy, jak sobie poradzić, możemy zmierzyć się z tym problemem, uciec od niego lub przejść w stan zamarcia, czyli nie robimy nic, czekamy na rozwój sytuacji, bo uważamy, że obecna sytuacja nie daje nam żadnego pola manewru.

Mechanizm walki nie przyda nam się na tym etapie więc przejdźmy od razu do pozostałych 2 kluczowych mechanizmów, czyli ucieczki i zamarcia.

Mechanizmy te mają sprawić, aby zagrożenie przestało istnieć. Nie mają one na celu pomóc Ci ukończyć zadania, rozwiązać problemu, przed którym stanąłeś tylko sprawić, żeby nic Ci się nie stało.

Wariant ucieczki

Zderzając się z problemem możemy sięgnąć po mechanizm ucieczki.

Chodzi o to, aby odwracać wzrok od problemu, który się pojawił. Szukamy tzw. dystraktorów czyli czegoś co odciągnie naszą uwagę od tego projektu/ problemu. Zaczynamy przeglądać memy, oglądać losowe filmiki w internecie, mówimy, że wrócimy do tego jutro.

Możemy uciec w poszukiwanie wiedzy. Szkolenia, książki. Robiąc to również nie mierzymy się z problemem. Może nam się tak wydawać, przecież poszerzanie wiedzy to coś dobrego! Pamiętajmy jednak o naszej wrodzonej subtelności, która sprawia, że nawet przed samymi sobą nie chcemy się przyznać do pewnych rzeczy – nikt nie chcę powiedzieć sobie, że ucieka przed problemem. Znacznie przyjemniejszej i komfortowe jest udawanie, że coś się robi w danym kierunku, niż rzeczywiste mierzenie się z prawdą i problemem.

Możemy uciec nawet w inny projekt lub inne zadanie! Dzięki temu nie będziemy tego postrzegać jako ucieczki czy tego, że nie poradziliśmy sobie z sytuacją, tylko jako pójście w coś lepszego. Mam nowy, lepszy pomysł!

Dlatego, jeżeli przez dłuższy czas nie możemy przebić się przez mury trudności projektu, który realizujemy możemy zacząć pracować nad nowym pomysłem, a tamten porzucić Tak samo, jeżeli firma nie idzie, nie potrafimy zderzyć się z trudnościami, które się pojawiły to zaczniemy widzieć problem w firmie, a nie w sobie. Uciekniemy więc do nowej firmy, a starą, która była problemem samym w sobie (w naszym odczuciu) zamykamy.

Problem zaczyna jednak odsłaniać swoje prawdziwe oblicze, gdy zobaczymy, że w kolejnej firmie również coś nie idzie i nie jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić. Zamykamy jeden projekt i przechodzimy do kolejnego – lepszego! I tak cały czas.

Tworząc nowy projekt będziemy nad nim pracować tak długo aż w pewnym momencie skończą się przyjemne i łatwe dla nas zadania i zaczną „te trudne”. Jakiś czas będziemy się z nimi mierzyć, aż w końcu porzucimy projekt, ponieważ mamy w głowie już inny, „lepszy”.

Jak widzisz uciec możemy dosłownie wszędzie i we wszystko. Co więcej, robimy to nałogowo nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Zasada jest prosta. Jeśli nie mierzysz się z problemem to znaczy, że przed nim uciekasz.

Wariant zamarcia:

Zamarcie jest niezwykle ciekawym schematem. Polega on na tym, że w chwili zagrożenia przechodzimy w stan zastygnięcia. Być może nie raz słyszałeś, jak ktoś opowiadał, że ze strachu nie mógł się nawet ruszyć. Albo wystąpienie przed dużą liczbą osób spowodowało, że ktoś nie mógł wydusić z siebie słowa. Zamarcie ma na celu „zamrożenie” zasobów organizmu i odmrożenie ich w momencie, gdy będziemy już w stanie sobie poradzić z zagrożeniem, bo np. zmieni się sytuacja, otoczenie będzie znacznie sprzyjające itp. To tak w bardzo dużym skrócie.

W odniesieniu do projektów przejście w stan zamarcia, może objawiać się tym, że odkładamy projekt na później, popadamy w stagnację, jakoś ogólnie nie możemy się do niego zabrać. Zamarcie to po prostu oczekiwaniem na lepsze czasy.

Ta wizja lepszych czasów to nadzieja, że za jakiś czas pojawi się np. jakaś osoba, która mnie zmobilizuję do działania lub która zrobi to za mnie. Może to być też wizja przypływu większej ilości gotówki, która załatwi sprawę. Albo po prostu czekanie aż mi się zachcę.   

Dwa schematy, ale efekt ten sam

Nie ważne czy uciekamy w przyjemniejsze rzeczy, nowy projekt, w jakąś osobę czy popadamy w stagnację, czekając na lepsze czasy. Wszystko sprowadza się do kwestii – nie chcę się z tym zmierzyć, nie wiem jak się z tym zmierzyć. Mówiąc wprost – gdy robi się ciężko – znikamy.

Mamy wdrukowany schemat, który powtarzamy: Działanie -> Problem -> Ucieczka/ Zamarcie

Tylko, że musisz coś zrozumieć.

Każde, absolutnie każde działanie w życiu niesie ze sobą wyzwania. Gdy staniemy przed tym wyzwaniem, co musi prędzej czy później nastąpi i nie będziemy wiedzieli jak sobie z tym poradzić – uciekniemy lub popadniemy w stagnację. Będziemy powtarzać ten schemat przy każdym wyzwaniu z jakim przyjdzie nam się zmierzyć. To droga donikąd. 

Pierwszy krok to uświadomić sobie, że nie uciekniemy przed tym przed czym uciekamy. Trudne momenty, chwilę przytłoczenia, zwątpienia czy to, że nie wiemy jak sobie z czymś poradzić – to wszystko spotka Cię za każdym razem, gdy będziesz walczył o swoje marzenia, o swoje cele czy ambicję.  

Nie pomoże ucieczka w inny projekt, w inną firmę czy osobę, w odkładanie na później, czekanie na coś. W pewnym momencie staniemy przed tą samą ścianą tylko w innym miejscu. Nie uciekniemy przed tym. Jak nie zmierzymy się z tym tutaj, to będziemy musieli zmierzyć się z tym gdzie indziej.

Możemy uciec raz, drugi, trzeci. Będziemy uciekać tak długo aż zrozumiemy, że przed tym nie uciekniemy.

Tak długo nie dokonamy zmiany w swoim życiu, nic się nie zmieni, nie pójdziemy z żadnym projektem dalej, dopóki nie nauczymy się jak sobie z tym radzić. Czyli jak sobie z tym poradzić, a nie jak od tego uciec czy zapomnieć.

Skoro już wiemy, że ta ściana na pewno się pojawi, możemy już teraz się do tego przygotować i opracować nowy, lepszy schemat reagowania.

Jeśli raz znajdziesz schemat radzenia sobie z taką ścianą, z tą trudną sytuacją, w której się znalazłeś, to już zawsze będzie go mógł stosować i radzić sobie z tym co przytłaczające.

Bo mierzysz się cały czas z tym samym. Cały czas chodzi o jedną i tą samą rzecz. O przytłoczenie problemem. Nie ważne czy pojawia się przy tworzeniu projektu, budowaniu firmy, przy trudnych rozmowach etc.

 Wystarczy jeden schemat radzenia sobie z taką sytuacją i możemy go stosować wszędzie, gdy pojawia się ten proces.

Jak sobie z tym poradzić?

Wyobraź sobie sytuację, przed którą stoisz jakby to była poplątana nić, a może nawet wiele nici poplątanych ze sobą. Twoim zadaniem jest to rozsupłać:

Pewnie na samą myśl o tym odechciewa Ci się wszystkiego i właśnie przypomina Ci się, że chyba zostawiłeś włączone żelazko na gazie.

 To poplątane i skomplikowane dziadostwo. Nie pokonasz tego, za dużo tu się dzieję. Musisz więc to najpierw osłabić do pozycji czegoś co jest do pokonania. Jak to zrobić?

Ekspozycja

Wystaw problem na ekspozycję. Przyjrzyj mu się ogólnie. Twoim zadaniem na tym etapie nie jest rozwiązanie problemu tylko znalezienie gruntu pod nogami. Określ ogólnie o co chodzi. Co jest do zrobienia. Może nie przestanie Cię to przytłaczać, ale już będziesz miał jakiś punkt odniesienia.

Zajmij się tylko tym co jest dla Ciebie jasne już teraz i nie zajmuj się tym co nie wiadome.

Porównując do kłębku nici, chodzi o to, żeby spojrzeć na ten kłębek, określić jego długość, ilość poplątanych pul nici i ewentualnie znaleźć początek tego kłębka. Nic więcej.

To jest coś podobnego do sytuacji, gdy masz np. siąść do nauki, ale nie możesz się do tego zabrać. Mówisz więc sobie „idę się pouczyć, ale tylko na 5 min”. Albo „usiądę tylko i otworzę książkę”, nic więcej. 5 minut to nie jest jakiś przytłaczający czas, a otwarcie książki nie jest czymś co nas zestresuję. Natomiast gdy już to zrobimy okazuję się, że wciągamy się w naukę. „Jak już tu jestem, zacząłem czytać to co mi tam, dokończę to”.

Potem przechodzimy do kolejnego etapu.

Przyglądamy się dalej problemowi, już bardziej szczegółowo. Analizujemy o co chodzi. Dopytujemy co to jest. Co nas tutaj najbardziej przytłacza. Wyciągamy informację zwrotną. Przyglądamy się temu bliżej.

Następnie zamykamy ten etap i przechodzimy do kolejnego i kolejnego. Przechodzimy tak przez cały lejek, który wygląda mniej więcej tak.   

Grafika poglądowa. Nie mająca na celu urażenie kogokolwiek.

Im bardziej się czemuś przyglądamy tym jaśniejsze to się dla nas staję.

Problem jest w tym, że chcemy rozsupłać nasz kłębek od razu, jednym ruchem i załamujmy się, gdy widzimy, że to nie możliwe. Tymczasem warto do tego podejść po kolei. Krok po kroku. Na tym etapie wiem to i to. Mogę zrobić tylko to. Ok super. Zrób to. Jak to zrobisz to pojawi się następna rzecz do zrobienia i później następna. Gdy przejdziesz przez jedne drzwi od razu otworzą się następne.

Wyobraź sobie, że ukończenie jakiegoś projektu wymaga od Ciebie wykonania 100 zadań. Z tym, że nie ważne w jakiej kolejności je zrobisz, a im mniej zadań Ci zostaję tym pozostałe stają się coraz łatwiejsze.

Nie rzucasz się więc na te, których teraz nie rozumiesz, które są trudne i przytłaczające. Zaczynasz od tych, które są dla Ciebie jasne i proste. Chodzi o to, aby zmniejszyć liczbę przytłaczających bodźców. Poznać problem Sprawić, aby nie był taki straszny. Im lepiej coś rozumiemy i znamy, tym mniej straszne to jest.

Nie ważne jak trudny jest problem do rozwiązania, zawsze znajdziesz w nim jakieś elementy, które są dla Ciebie bardzo łatwe, z którymi od razu wiesz, jak sobie poradzić. Od nich zacznij.

Dzięki temu, że ogólna liczba zadań się zmniejsza, kłębek ma coraz mniej poplątanych elementów i nie wydaję się już taki groźny. Przestaję być problemem nie do pokonania. Dalej jest problemem, ale już takim, który Cię nie przytłacza, tylko z którym jesteś w stanie sobie poradzić.

Jak to wygląda w praktyce.

Prostym przykładem będzie kwestia, gdy chcesz poznać jakąś osobę. Powiedzmy mężczyzna widzi kobietę, która mu się podoba i chcę się z nią umówić.

To może być coś stresującego i przytłaczającego. Szczególnie gdy wokół jest wiele innych osób, które będą widzieć całe zajście. Zazwyczaj skończy się to tak, że ten mężczyzna albo zrezygnuję z takiego podejścia albo będzie ciągle czekał na idealną sytuację albo gdy podejdzie, to jego stres i tak przejmie kontrole.  

W standardowym modelu chłopak będzie szukał jakiegoś tekstu jak zagadać, żeby zaprosić ją na kawę. Od razu podchodzi z wizją konkretnego celu, który chcę uzyskać. Pamiętajmy, że reakcja drugiej osoby nie zależy od nas. Kobieta może być w złym humorze i nawet jeśli ten mężczyzna będzie jej ideałem i zagada w super sposób on może zareagować np. złością lub odrzuceniem go.

W modelu, który Ci dzisiaj przedstawiłem rozbijasz to na etapy.

Najpierw tworzysz środowisko, w którym rodzi się między wami interakcja. Tworzysz świat, w którym zaistniał kontakt między wami. Powiedzmy sytuacja dzieje się na siłowni. Znajdujesz się obok miejsca, w którym ona ćwiczyć i pytasz o jakąś uniwersalną rzecz np. czy ławeczka obok jest wolna. Ona odpowiada, że nie wie czy coś tam. Nie ważne.

Ważne jest to, że właśnie narodziła się rzeczywistość, w której istnieję kontakt między wami. Ty powiedziałeś coś do niej, ona do Ciebie.

Czyli jak widzisz Twoim celem nie jest od razu zaproszenie na kawę, co jest bardzo złożonym i dużym celem, tylko wytworzenie sytuacji, w której nawiązał się jakiś absolutnie minimalny kontakt i stworzenie środowiska, które Ci to umożliwi. Pierwsze koty za płoty. Kolejny tekst nie będzie już waszą pierwszą rozmową tylko kontynuacją tego co się zadziało.

Swoją drogą na tym etapie być może uznasz, że wcale nie chcesz już poznawać dalej tej osoby, ponieważ zachowała się w jakiś niefajny dla Ciebie sposób (lub zauważyłeś, że nie odkłada po ćwiczeniach ciężarów na miejsce). Spoko, ty zapytałeś tylko czy ta ławeczka jest wolna. Ona nie odrzuciła Twojego zaproszenia na kawę. Nikomu nie pokazałeś, że próbowałeś ją poznać. Wszystko jest na luzie.

Ok przechodzimy dalej.

Zajmujesz się swoim ćwiczeniami i wracasz do rozmowy za kilka minut, aby nie być zbyt oczywistym lub od razu możesz zagadać o coś jeszcze. „Fajnie, że nie ma dzisiaj tylu ludzi”, „często tu przychodzisz?” Najlepiej coś co wynika z kontekstu. – i znowu, nie chodzi o to, żeby ją zaprosić na kawę tylko, żeby pogadać chwilę z tą osobą. Zobaczyć, czy wkręca się w rozmowę czy jej unika. Jeśli unika to nie ma sensu kontynuować, a tym bardziej zapraszać na kawę, bo jasne jest, że odpowiedź będzie negatywa. I znowu zaoszczędziłeś sobie sporo stresu.

Być może uznajesz, że w sumie ładna ta dziewczyna, ale gadka się nie klei i wolisz sam iść na kawę.

Najważniejsze, że co by się nie wydarzyło to i tak wszystko jest na luzie. Pogadałeś chwile z dziewczyną o pogodzie i tyle. Po prostu towarzyski z Ciebie gość. Nikt nie widzi w tym problemu, nikt Cię nie odrzucił. Ty kierujesz sytuacją.

I przechodzimy dalej.

Nawiązując do kontekstu rozmowy, rzucasz coś w stylu „można kiedyś pójść na jakąś kawę, byłem ostatnio w żabce i tu jakaś historia z żabki, jak zapłaciłeś za małą kawę, a nalałeś sobie dużą. (no dobra, może niekoniecznie takie historie). Robisz krótką przerwę i patrzysz, jak reaguję. W zasadzie to zapraszasz ją właśnie na kawę, ale w niezobowiązujący dla Ciebie sposób.

Jak będzie zainteresowana to da Ci to do zrozumienia. Każdy umie czytać między wierszami. Jeśli powie, że ma chłopaka to schodzisz od razu na temat poboczny jakim była historia z żabki. I powoli kończysz rozmowę i wracasz do ćwiczeń. Nie masz odrzucenia, bo nie zaprosiłeś jej bezpośrednio na kawę, rzuciłeś bardziej w przestrzeń, że można kiedyś pójść, a w sumie to nawet nie wiesz skąd pomysł, żeby pójść razem na kawę, bo przecież chciałeś jej tylko opowiedzieć historię jak byłeś na kawie w żabce.

Natomiast jeśli jest zainteresowana to mówisz, żebyście się złapali na Instagramie.

Dalej musisz sobie radzić sam.

Tak o to sytuacja, która mogła być dużym stresem i zakończyć się ucieczką kończy się happy endem.

Albo idziesz z dziewczyną na kawę, albo uznajesz, że nie chcesz z nią nigdzie iść, albo odchodzisz wiedząc, że spróbowałeś, jednak ona nie była zainteresowana, niemniej w ogóle na tym nie ucierpiałeś. Dowiedziałeś się tego, ale zerowym kosztem stresu. Zastosowaliśmy wszystko o czym była mowa w artykule. Znalezienie punktu odniesienia, ograniczenie liczby trudnych bodźców. Nie próbowaliśmy od razu rozwiązać całego „problemu”. Szliśmy krok po kroku opierając się na pewnym gruncie. Kolejny krok wynikał z poprzedniego. Po nitce do kłębka!

Jak widzisz rozdzielanie problemu, które Ci proponuję możesz stosować w wielu miejscach, nie tylko w pracy. Mam nadzieję, że jest to dla Ciebie pomocne.

Daj znać w komentarzu czy jest to dla Ciebie wartościowe i gdzie widzisz jeszcze możliwość zastosowania tego. Być może Twoja wypowiedź kogoś zainspiruję!

Leave a comment